Budzę się o 7:00 rano,słoneczko mocno przygrzewa,zapowiada się kolejny piękny dzień.Poranna kawka,herbata,tuż przed śniadaniem krzara zachęca do gimnastyki,dobrze jest rozruszać kości.Po śniadaniu szykujemy się do wyjazdu.Ruszamy.Na pierwszy ogień jedziemy na Kozubnik,ciekawe miejsce.
Chłopaki podjeżdżają
© Rafaello
Krzara
© Rafaello
Niradhara
© Rafaello
Shem i Marusia
© Rafaello
Ekipa odpoczywa
© Rafaello
Fajny zjazd i ruszamy w kierunku Andrychowa przez przełęcz Beskidek.Tu zaczyna jechać mi się ciężko,pomimo że nachylenie jest minimalne,wlokę na jakimś małym przełożeniu,nawet nie spieszący się Kajman,który jedzie przed ostatni ucieka mi.
W końcu jadę sam,widoki super,wzdłuż drogi płynie strumień,droga wije się delikatnie do góry.Jadę odpoczywając co chwilę,z przeciwka nadjeżdża Krzysiu.Dalej jedziemy razem w głowie kotłują się myśli czy nie zawrócić,ale jakoś docieram do reszty,która cierpliwe czeka na mnie.Teraz ruszamy na podbój Beskidka,stromy lecz krótki podjazd,próbuję jechać,puls masakra.Co chwilę przerwa.W pewnym momencie pomyślałem sobie,albo ja albo ta górka.Udaje mi się podjechać,brakuje tchu ale co tam jestem już na szczycie.
Co nie którym podjazd się tak podoba że podjeżdżają kilka razy ostatni odcinek.
Krzara atakuje podjazd pod Beskidek
© Rafaello
Odpoczynek po trudnym podjeździe pod Beskidek
© Rafaello
Kolejny cudowny zjazd,najpierw jest bardzo stromo,potem to już szybki zjazd bez używania klamek.Dojeżdżamy do Kaskady Ryczanki,ale najpierw oblężenie pobliskiego sklepu,lody,uzupełnienie płynów,coś na ząb.
Wjeżdżamy w teren i już jesteśmy w tym bardzo ciekawym miejscu.
Kaskada Ryczanki
© Rafaello
Chłopaki focą
© Rafaello
Kaskada Ryczanki (2)
© Rafaello
Kaskada Ryczanki (3)
© Rafaello
Nadciągają ciemne chmury,słychać grzmoty,oj nie dobrze.Ruszamy szybko zostawiając Iwonę,ponieważ jedziemy w dwóch grupach nikt nie zauważa jej nieobecności.Zaczyna lać,ja krzyś,Shem,Krzara,Kajman chowamy sie na partyzanta pod zadaszeniem na prywatnym placu.Reszta jadąca inną drogą ląduje na przystanku autobusowym nie opodal nas,dzieli nas strumyk.Burza szaleje ponad godzinę,telefony nie mają zasięgu.W końcu burza chwilowo ustępuje,spotykamy się wszyscy.Ilona z Robertem wsiadają w samochód,którym przyjechał syn Kajmana(z którym udało się skontaktować telefonicznie)spieszą się ponieważ Ilona musi być jeszcze dziś w pracy.Żegnamy się i pierwsza grupa z Elą na czele kieruje się w kierunku Kobiernic,natomiast Krzysiek z Piotrem zostają szukać Iwony,która się nam zgubiła.Na szczęście Iwona się odnajduje,czeka na nas na przystanku,poinformowana przez jadących samochodem Ilonę,Roberta oraz Marcina że za chwilę nadjedziemy.Cieszymy się bardzo na jej widok i razem ruszamy dalej,burza nie daje za wygraną,nadal grzmi i zaczyna padać.Na stromym zjeździe Ela zalicza glebę oraz tuż jadący za nią Angelino tak samo wpada w objęcia z matką ziemią.Sam o mało nie ląduje,ale na szczęście zatrzymuje się na rowerze Iwony oraz częściowo pomógł krawężnik.Szybko zbieramy się i jedziemy dalej,nadal grzmi i leje,jest mi już wszystko jedno nie czuje zimna ani zmęczenia.
Czuję się jak na maratonie kilka metrów przed metą,sadzimy z Krzysiem ile się da środkiem drogi po gigantycznych kałużach,byle jak najszybciej dojechać do celu.
NA miejscu przebieramy się pakujemy do drogi powrotnej do domu.Na sam koniec posilamy się po raz kolejny przepysznym bigosem.Czas się pożegnać.
Dziękuje organizatorom za wspaniałą gościnność oraz wszystkim uczestnikom że mogłem poznać Was osobiście i pojeździć razem z Wami.
pozdrawiam:)