Wpisy archiwalne w miesiącu

Styczeń, 2009

Dystans całkowity:120.92 km (w terenie 10.50 km; 8.68%)
Czas w ruchu:02:01
Średnia prędkość:9.92 km/h
Maksymalna prędkość:27.84 km/h
Liczba aktywności:13
Średnio na aktywność:9.30 km i 1h 00m
Więcej statystyk

No żeby nie było że

Piątek, 9 stycznia 2009 · Komentarze(8)
No żeby nie było że nić się nie dzieje.
Rowerek przechodzi główny przegląd ,wraz z małym remontem widelca.
Widelczyk pozbawiony został brutalnie uchwytu pod dynamo i nowy odświeżony i odnowiony wygląd.Reszta to standard czyli wymiana linek i takie tam.
Najbardziej to nie mogę się nadziwić ile tej soli walą na te drogi normalnie masakra,dobrze że rama jest aluminiowa bo pewnie po zimie trzeba by było blacharza odwiedzić :)
W nowym tygodniu prawdo podobnie będą nowe kółeczka,ale to na razie nic pewnego jeszcze,póki co zaglądamy do starych i smarujemy czyścimy itd.
stół spożywczo-warsztatowy :)

widelec po regeneracji

pozdrawiam :)

Do rowerowego,ale zamknięty

Poniedziałek, 5 stycznia 2009 · Komentarze(0)
Do rowerowego,ale zamknięty jeszcze,remanent już od soboty wrrrrr,nowe kółka chyba kupię.Śniegu dowaliło,dziś to już się o wiele gorzej jechało niż wczoraj,króciutko bo czasu mało.Jak mróz chwyci to się będzie lepiej jeździło,ale za to będzie zimniej,tak źle i tak nie dobrze na szczęście zapowiadają odwilż za kilka dni.
pozdrawiam :)

Rozprostowałem, trochę kości.Starałem się nie

Niedziela, 4 stycznia 2009 · Komentarze(5)
Rozprostowałem, trochę kości.Starałem się nie jechać głównymi ulicami ze względu na błoto pośniegowe i sól,ale jednak jak się potem okazało jezdnia była najlepszym typem nawierzchni jak dla moich opon.Chodnikiem jechało się znośnie pod warunkiem że był równy,natomiast potem wjechałem w teren i zaczęła się masakra.
Za byłą PREMA - MILMET skręciłem w zadupia prowadzące aż za zakłady mięsne DUDA w Milowicach i tam tez wyjechałem koło cmentarza.Cały ten odcinek to horror polegający na tym że praktycznie pod śniegiem nie widać było nierówności przy czym moje 28 calowe kółeczka na oponach typu slick jechały tam gdzie one chciały.Kilka razy była by gleba ale zawsze jakoś udało mi się w porę podeprzeć nogą.Potem już tradycyjnie lasek milowicki,który okazał się także chorym pomysłem tam też o mało nie wylądowałem z krzakach przez najechanie na zamarznięty korzeń,parę razy skoczyła mi adrenalina nie powiem.
Na sam koniec stawiki tam już było spoko,niestety po śniegu jechało się ciężko pomimo że jest go niewiele,chyba jednak rower górski lepiej by sobie radził w takich warunkach.Drogę powrotną wybrałem już głównymi ulicami wolałem jechać jezdnią bo najlżej się jechało pomimo błota i śniegu.Szczęśliwie dotarłem do domu
,ale powiem jedno byle do wiosny zima jest fajna ale osobiście na rower wolę wiosnę.
pozdrawiam:)
aaaa pragnę dodać że moje opony mają 42mm balonik więc nie są takie wąziutkie jak typowe szosówki dzięki temu jakoś da się na nich jechać w przeciwnym wypadku jazda była by raczej nie możliwa w takich warunkach