Extreme jazda na sosinę po ciemku
Wtorek, 4 listopada 2008
· Komentarze(9)
Kategoria Sonowiec i okolice, Z Krzysiem, TREKING
Extreme jazda na sosinę po ciemku
Rano kilka spraw miałem do załatwienia między innymi wpakowałem się do siedziby PZU w ciuchach rowerowych.Potem krótka przejażdżka po okolicy czyli kawałek Mysłowic potem kawałek Szopienic potem kawałek stawików potem dom bo mięśnie mnie jakoś dziwnie bolały i czułem że nie chce mi się jeździć.Po południu sms od ggrzybka odnośnie jakiejś tam jazdy no i tak jakoś padło kierunek sosina.
Wspólny start z Zagórza potem Klimontów-Balaton-Maczki-Zakład Taboru Kolejowego
w Jaworzno Szczakowej(taki mały skrót)tuz obok dworca PKP potem kierunek Sosina.Piździało momentami bardzo a zwłaszcza w momentach większych zamgleń.
Nad Sosiną było cudownie jeszcze tam po ciemku nie byłem,fotki to już nam w ogóle nie chciały tam wychodzić mnie to żadna nie wyszła, bo wszystkie wyglądały jakby je robił ktoś z chorobą Parkinsona,trzeba koniecznie zainwestować w statyw bo do marca to chyba nie prędko się pojeździ za dnia.To tez dlatego żadnych zdjęć nie będzie u mnie jakby ktoś chciał coś obejrzeć to zapraszam do ggrzybek.
Potem powrót do chałupy coraz zimniej i mokrzej od mgieł licznik parował okulary też po raz pierwszy w tym sezonie zaczęły marznąć stopy i ręce a temperatura było dość wysoka bo coś koło 9 stopni.Rozstaliśmy się z Grześkiem koło Balatonu on pojechał prosto przez Kazimierz Górniczy i D.G Strzemieszyce ,a my z Krzysiem tą samą drogą co w tamtą stronę.Wieczorne jazdy maja swój urok,troszkę późno wróciliśmy do domu,ale wspomnień już nie da się wymazać i to jest fajne w tym wszystkim.
Ach,jedna fotka będzie o taka:
Pozdrawiam ;)
Zapomniałem napisać o idiotach,którzy nas nie pozbijali wyprzedzając np TIRY w miejscach gdzie było zupełnie ciemno jadąc wprost na nas,nie wspominając o tym że długich świateł nie wyłączali w ogóle widząc rowerzystów(gówno widzieliśmy wtedy).
Rano kilka spraw miałem do załatwienia między innymi wpakowałem się do siedziby PZU w ciuchach rowerowych.Potem krótka przejażdżka po okolicy czyli kawałek Mysłowic potem kawałek Szopienic potem kawałek stawików potem dom bo mięśnie mnie jakoś dziwnie bolały i czułem że nie chce mi się jeździć.Po południu sms od ggrzybka odnośnie jakiejś tam jazdy no i tak jakoś padło kierunek sosina.
Wspólny start z Zagórza potem Klimontów-Balaton-Maczki-Zakład Taboru Kolejowego
w Jaworzno Szczakowej(taki mały skrót)tuz obok dworca PKP potem kierunek Sosina.Piździało momentami bardzo a zwłaszcza w momentach większych zamgleń.
Nad Sosiną było cudownie jeszcze tam po ciemku nie byłem,fotki to już nam w ogóle nie chciały tam wychodzić mnie to żadna nie wyszła, bo wszystkie wyglądały jakby je robił ktoś z chorobą Parkinsona,trzeba koniecznie zainwestować w statyw bo do marca to chyba nie prędko się pojeździ za dnia.To tez dlatego żadnych zdjęć nie będzie u mnie jakby ktoś chciał coś obejrzeć to zapraszam do ggrzybek.
Potem powrót do chałupy coraz zimniej i mokrzej od mgieł licznik parował okulary też po raz pierwszy w tym sezonie zaczęły marznąć stopy i ręce a temperatura było dość wysoka bo coś koło 9 stopni.Rozstaliśmy się z Grześkiem koło Balatonu on pojechał prosto przez Kazimierz Górniczy i D.G Strzemieszyce ,a my z Krzysiem tą samą drogą co w tamtą stronę.Wieczorne jazdy maja swój urok,troszkę późno wróciliśmy do domu,ale wspomnień już nie da się wymazać i to jest fajne w tym wszystkim.
Ach,jedna fotka będzie o taka:
Pozdrawiam ;)
Zapomniałem napisać o idiotach,którzy nas nie pozbijali wyprzedzając np TIRY w miejscach gdzie było zupełnie ciemno jadąc wprost na nas,nie wspominając o tym że długich świateł nie wyłączali w ogóle widząc rowerzystów(gówno widzieliśmy wtedy).