Rozprostowałem, trochę kości.Starałem się nie
Za byłą PREMA - MILMET skręciłem w zadupia prowadzące aż za zakłady mięsne DUDA w Milowicach i tam tez wyjechałem koło cmentarza.Cały ten odcinek to horror polegający na tym że praktycznie pod śniegiem nie widać było nierówności przy czym moje 28 calowe kółeczka na oponach typu slick jechały tam gdzie one chciały.Kilka razy była by gleba ale zawsze jakoś udało mi się w porę podeprzeć nogą.Potem już tradycyjnie lasek milowicki,który okazał się także chorym pomysłem tam też o mało nie wylądowałem z krzakach przez najechanie na zamarznięty korzeń,parę razy skoczyła mi adrenalina nie powiem.
Na sam koniec stawiki tam już było spoko,niestety po śniegu jechało się ciężko pomimo że jest go niewiele,chyba jednak rower górski lepiej by sobie radził w takich warunkach.Drogę powrotną wybrałem już głównymi ulicami wolałem jechać jezdnią bo najlżej się jechało pomimo błota i śniegu.Szczęśliwie dotarłem do domu
,ale powiem jedno byle do wiosny zima jest fajna ale osobiście na rower wolę wiosnę.
pozdrawiam:)
aaaa pragnę dodać że moje opony mają 42mm balonik więc nie są takie wąziutkie jak typowe szosówki dzięki temu jakoś da się na nich jechać w przeciwnym wypadku jazda była by raczej nie możliwa w takich warunkach